Legenda o Wingrynie
Pewnego razu siedząc nad brzegiem jeziora, dostrzegła w oddali płynącą w stronę klasztornego półwyspu łódź. Spojrzała w niebo. Nadciągała wiosenna burza. Nagle zakołysały się wierzchołki drzew, a przelatujący wiatr zmącił jednocześnie spokojną toń jeziora. Ledwie pół zdrowaśki wystraszona dziewczyna zdążyła zmówić, a już burza rozszalała się na dobre. Wingryna z niepokojem zaczęła się wpatrywać w niewielką skorupę łodzi miotanej wzburzonymi falami. Gdy jego łódź zaczęła tonąć, Wingryna wypłynęła mu na przeciw w ojcowskiej łodzi. A że była zręczną wioślarką i umiała pokonywać wzburzone fale, wnet wydostała się na otwartą przestrzeń wodnej kipieli. Im bliżej była zakonnika, tym wyraźniej widziała, że walczy on o życie resztkami sił. Dotarła doń w ostatniej chwili, kiedy jego ręce w rozpaczliwym geście unosiły się ponad wodę. Chwyciła te ręce i z największym trudem wciągnęła półprzytomnego kamedułę do łodzi. Kiedy dobili do brzegu, zakonnik wrócił już do sił. Nie śmiejąc spojrzeć dziewczynie w oczy, wyszeptał tylko słowa podzięki za uratowanie życia. Po paru krokach zatrzymał się jednak, bo nie mógł opanować pokusy, żeby nie spojrzeć na swą wybawicielkę. Spotkały się ich oczy i chociaż nie odezwali się do siebie ani słowem przez owo spojrzenie zrodziło się w nich nie znane im dotąd uczucie.
Od tej chwili zakonnik częściej myślał o pięknej dziewczynie niż o zbawieniu duszy. Również Wingryna nie mogła zapomnieć młodzieńca. Często podpływała łodzią w miejsce, gdzie Czarna Hańcza wypływa z Wigier i patrzyła na klasztorne mury. Stał tam ukochany, śląc ku niej tęskne spojrzenia. Wypatrzyli te niewinne spotkania starsi zakonnicy i donieśli o nich przeorowi. Ten wpadł w wielki gniew. Nakazał młodego zakonnika zamknąć w kościelnej wieży. Tam, bez widoku na jezioro i bez możności widywania Wingryny, usychał z tęsknoty, aż pewnej jesiennej nocy oddał duszę Bogu. Ulatująca dusza potrąciła dzwon. Usłyszała jego ton dziewczyna i domyśliła się nieszczęścia. Wnet i ona umarła z rozpaczy. Kiedy umarł kameduła - tak opowiadali pasterze, którzy widzieli to zjawisko - wzburzyła się woda w jeziorze i buchnęła w górę wysoką fontanną. A kiedy opadła, ujrzeli wyspę, której w tym miejscu nigdy nie było. To samo stało się po śmierci Wingryny. Obok pierwszej, wyłoniła się z wody druga wysepka. Na obu wnet wyrosły smukłe brzozy, stąd też obie wyspy nazwano Brzozowymi. Ci, którzy znają historię kochanków, nazywają je Wyspami Wingryny. W księżycowe sierpniowe noce, kiedy gwiazdy szczególnie silnie świecą - niesie się po jeziornych toniach tęskne wołanie kochanków. Wnet też wynurzają się oni z wody, wychodzą na brzeg wysepek i wyciągają ramiona. Wtedy obie wyspy podpływają do siebie jak łodzie, a młodzi biegną ku sobie. I już, już, kiedy mają objąć się w czułym uścisku, rozdziela ich przekleństwo przeora. Wtedy zrywa się gwałtowny wicher i oddala wysepki. Mrok rozświetla błyskawica, grom przetacza przez puszczę, a młodzi znikają we wzburzonych falach.
Legenda powiada, że dziać się tak będzie dopóty, dopóki nad Wigrami nie zjawi się chłopiec i dziewczyna, których miłość będzie silniejsza aniżeli uczucie Wingryny i kameduły. Nie wiadomo, co się wówczas stanie z wyspami. Może połączą się w jedną, a Wingryna i jej ukochany uwolnią się raz na zawsze od przekleństwa przeora.
Pozostałe informacje
-
Legenda o Żaltisie
Dotyczy jeziora Szurpiły, położonego u stóp Góry Zamkowej w Suwalskim Parku Krajobrazowym. "Żył tu bartnik, który miał piękną córkę Jeglę. Pewnego razu, podczas kąpieli, jej ciało oplótł wąż o złocistych łuskach i dotąd trzymał w uścisku, aż obiecała, że zostanie jego żoną. Następnego dnia przyjechał do bartnika karetą młodzieniec, by poprosić o rękę Jegli. ... -
O siei i braciszku Barnabie - klasztornym kucharczyku
Barnaba żył za czasów, kiedy pustelnią wigierską zarządzał przeor rodem z Włoch. Bardzo lubił ryby, ale nie smakowały mu te z Wigier. Marzyła mu się sieja z włoskich jezior. Tak tym kulinarnym marzeniem zanudzał Barnabę, aż ten pewnego razu zakrzyknął: "Już bym diabłu duszę zaprzedał, żeby tylko sieję dla przeora zdobyć!". -
Jak powstała Przerośl?
W lasach pomiędzy jeziorami i bagnami stała chałupa, a w niej mieszkali ludzie. Jednego razu pojechał z tej chałupy chłop po drzewo do lasu. Naładował pełną furę, włożył kożuch na siebie, cmoknął na konie i jedzie do domu. Zaczęło się robić ciemno, gdy nagle wóz mu w błoto ugrzązł. Zaparł się chłop osiami o ziemię, ani w tę ani w tamtą stronę ruszyć nie może. Sam poci -
Klechda o czarnym wilku
Kiedy śniegi głęboko pokrywały ziemię, a mróz wzmagał się coraz tęższy, w wioskach leśnych nad Szeszupą życie zamierało. Ludzie siedzieli w domach, bydła jedynie doglądając, pod wieczór zaś drzwi do obór mocno ryglując. Od zmierzchu zaś nawet chłopi chałup już nie opuszczali. Siedzieli sobie przy piecach, snuli gawędy, prawili klechdy i dziwne opowieści. Była wśród nich przedziwna klechda o czarnym, pokutującym wilku , którego wielu ludzi oglądało na własne oczy. Basior był podobno olbrzymi, przewyższający wielkością zwykłego wilka, o czarnej błyszczącej sierści; tylko na szyi zwierzęcia odcinała się bielą jakby obroża, i przednie łapy do połowy też były białe.